Z Mazerii do wodospadu Shdugra

Spis treści

Mazerii jest małą miejscowością położoną u stóp góry Uszby.  Jest miejscowością położoną w tak cudownych okolicznościach przyrody, że ciężko nawet dobierać słowa. Bo jak opowiadać o pięknie, gdy gdzie nie odwrócić głowy, tam wspaniałe, ośnieżone szczyty.  A miejscowość położona jest dość wysoko, bo na 1600 m n.p.m. (w Polsce na tej wysokości można „prawie” podziwiać widoki ze szczytu Śnieżki).

W Mazerii rozpoczyna swój bieg kilka szlaków. Tak naprawdę można by spędzić tutaj i z tydzień czasu i codziennie iść w innym kierunku. Ale My przed  trekiem przez przełęcz Gul, wybieramy jednodniowy trek do wodospadu Shdugra.

Wodospad Shdugra znajduje się na końcu doliny Shikhra w gminie Becho – 20 km na zachód od Mestii.  Do miejscowości nie dociera komunikacja publiczna. Od głównej trasy Swanetii (szosa Zugdidi – Mestia) trzeba pokonać jeszcze 6 km po szutrowej a częściowo asfaltowej drodze. Dobrym rozwiązaniem jest albo marszrutka, albo prywatna komunikacja z Mestii.

Mapę terenu wraz z trasą treku można dostać w informacji turystycznej w Mestii. Według opisów w internecie szlak jest technicznie prosty  i popularny pośród turystów.

Szlak rozpoczyna się w centrum wioski Mazeri i kieruje się na zachód. Oznaczony jest biało-czerwonymi prostokątami.  Jego początkowy odcinek prowadzi przez pastwiska, nad którymi górują okoliczne szczyty. Przestrzeń wokoło jest malownicza dzięki plątaninie ścieżek i drewnianych płotów. Mijamy dość spory most na rzece Dolra, skręcamy w prawo i kierujemy się dość mocno wydeptaną drogą prowadzącą przez okoliczne pola i łąki. Po drodze przechodzimy obok starych zabudowań i małej kaplicy poświęconej Św. Michałowi. Siąpiącą pogodę wynagradzają widoki na wychylające się zza chmur okoliczne szczyty. Ta ekscytacja gdy pojawia się Uszba – bezcenna ;)

Wędrujemy tak już 4 km i dochodzimy do miejsca gdzie łączą się dwie wersje „naszego” szlaku. W przewodniku nazwane  - wschodnią i zachodnią. W pobliżu znajduje się „Hiker’s cafe” – dla nas zaskoczenie, bo raczej nie spodziewałyśmy się takich „atrakcji” w tym miejscu.  Ale jak się potem okazuje do tego miejsca co bardziej „leniwi” turyści mogą podjechać samochodem.

Ten fragment szlaku jest nadal dość płaski, ale chwilami przejście po nim jest małą zagadką. Wygląda to tak jakby ostatnie opady i rwąca rzeka zabrały kawałek szlaku i urozmaiciły go naniesionymi kamieniami.

Kolejne kilka kilometrów to spacer po dość wyraźnym trakcie leśnym i pojawiającymi się co chwilę dość stromymi podejściami i urwiskami po prawej stronie.  Po prawej stronie w dolinie płynie rwąca rzeka Dolra, którą niebawem trzeba będzie w jakiś sposób przekroczyć. W naszym przypadku im wyżej tym bardziej pada, więc na razie idziemy nie przejmując się tym problemem. Szczególnie, że na wypłaszczeniach szlaku teren kojarzy mi się w moimi domowymi stronami, więc wzdycham z „miłością” za Karkonoszami.  I tak dochodzimy drewnianego pomostu, dzięki któremu nie musimy pokonywać rzeki w bród. Chwila zwątpienia nadchodzi, gdy na trasie napotykamy na zamkniętą bramę, ale rozwiązanie tej zagadki nastąpi dosłownie za chwilę. Za mostkiem odbijamy ostro w prawo i po kilku minutach jesteśmy na dość sporej polanie gdzie swój posterunek mają gruzińscy pogranicznicy. Policja graniczna może poprosić o okazanie dokumentów, zapytać się gdzie zmierzasz, podpowie jakie warunki śniegowe są powyżej, albo po prostu uraczy Was kubkiem gorącej herbaty.

Za polaną z bardzo przyjaznymi pogranicznikami szlak zaczyna się piąć dość ostro w górę. Najpierw przez brzozowy lasek, a potem wychodzi na otwartą przestrzeń. Co prawda przestaje padać, ale nisko wiszące mgły i mokre po kolana trawy jakoś nie dodają chwilowo uroku. O ile oznaczenie szlaku w lasku jest naprawdę dobre, o tyle po wyjściu na otwarta przestrzeń jego czytelność staje się również sprawą otwartą…

W tym miejscu szlak się rozdwaja. W prawo idziemy w kierunku potężnego wodospadu. W naszym przypadku jest to bardziej idziemy na czuja, czyli tam gdzie wydeptane. W lewo ścieżka prowadzi ku lodowcowi Uszby.  Jeżeli chcecie zobaczyć obydwie atrakcje, to niestety po zachwytach przy wodospadzie, należy wrócić do rozstaju szlaków aby kontynuować wyprawę na lodowiec.

Wcześniejszy fragment szlaku był dość przyjemnym spacerem i nie nastarczał żadnych trudności, więc dla odmiany ten fragment  (szczególnie w deszczowej aurze pogodowej) dodaje lekkich rumieńców tej spokojnej wycieczce. W szczególności dość spora łatwość zgubienia ścieżki pośród bujnej zieleniny i sforsowania chwilowo stromych fragmentów ścieżki pokrytej osypującym się żwirem jest takim bonusem :D  

Sam wodospad Shdughra? Robi wrażenie. Według przewodników książkowych  jest to podobno jeden z piękniejszych wodospadów w Gruzji. Jestem w stanie się zgodzić z tym stwierdzeniem. Szczególnie, gdy opadną mgły i za plecami pojawi się panorama doliny i widok na Mazerii. Jest to też najwyższy wodospad w Gruzji i ma 200 metrów wysokości.

Po dłuższej chwili wysłuchiwania szumu wodospadu, zachwytów nad odsłaniającymi się zza chmur widokami, decydujemy się wracać. Jedyny minus jest taki, że z tego miejsca nie da się wrócić inną ścieżką, niż tą którą doszłyśmy do wodospadu.

Autor: SOOV Autorzy