Lukrowane połoniny Bieszczad - Tarnica, Halicz, Rozsypaniec
Spis treści
Godzina 6:50 - Wołosate. Pusty parking, lekki mróz i ja, opatulona w kurtkę puchową, czapkę i rękawiczki. Jesień – ależ ja uwielbiam ten jej przenikliwy chłód, wdzierający się aż do najgłębszych zakamarków duszy…
Obieram interesujący mnie szlak niebieski, który wprowadza na sporą polanę. Trawa połyskuje na biało, wciąż unieruchomiona przez poranny przymrozek, a leniwe słońce dopiero podnosi się ze snu, rozświetlając krajobraz. Bukowe lasy nabierają ciepłych kolorów, a ja choć wciąż skostniała, to serce jakby szybciej pompuje krew w żyły. Bieszczady znów mnie omotały.
WołosateLas i odkryty widok na Słowację i Ukrainę
Po 15 minutach znikam w lesie. Idę szybko, by rozgrzać wciąż dygocące ciało, jednocześnie nasłuchując odgłosów boru. Szlak jest niewymagający, umiarkowanie wznosi się w górę, a leśny odcinek trwa około 50 minut. Co prawda to wystarczający czas, by najeść się strachu, słysząc jak ta puszcza żyje, ale potem pojawiają się pierwsze widoki i wszystko znika, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Drugi etap wariantu niebieskiego to kilkunastometrowy odkryty odcinek z widokiem na Słowację i Ukrainę, następnie paręnaście kroków wśród niewielkiej kępy drzew, a potem ostatnie podejście na przełęcz po wysokich stopniach skutych lodem.
Byliśmy też w Bieszczadach Ukraińskich. Sprawdź naszą relację
Gdzie w Bieszczady Ukraińskie WołosatePo 90 minutach marszu staję na przełęczy. Tarnica już blisko. Napawam się krajobrazem, który mi oferuje. Jestem sama na pograniczu jesieni i zimy i tylko lodowaty wiatr przypomina mi, że to nie sen.
Tarnica na wyłączność
Po chwili docieram na szczyt, który mam na wyłączność – panoramę, zmrożony krzyż, emocje, a może nawet nieco spocone oczy. Wieje, jest zimno, ale muszę tu chwilę zostać i chłonąć…
Szlak niebieski na TarnicęNa Halicz
Po kilkunastu minutach schodzę ponownie do siodełka, na którym obieram kierunek ku Przełęczy Goprowskiej. Szlak niebieski prowadzi dość ostro w dół, a podłoże raz jest śliskie od lodu, a raz od błota. Po 35 minutach ponownie stoję na krzyżówce szlaków i odbijam w prawo w kierunku Halicza. Odtąd będę wędrować za kolorem czerwonym – samotnie wśród spalonych słońcem traw. Po 40 minutach marszu wygodnym trawersem melduję się na grzbiecie Krzemienia, gdzie odsłania się widok na Halicz i Rozsypaniec, czyli dwa szczyty leżące na mojej dalszej trasie. Ponownie wchodzę na lukrowane mrozem połoniny, a moim jedynym kompanem będzie wiatr.
Szlak niebieski na TarnicęOd Halicza dzieli mnie obecnie 30 minut drogi. Maszeruję grzbietem połoniny, a podmuchy wiatru są coraz silniejsze. Momentami muszę naprawdę twardo stąpać po ziemi, zapierając się mocno na kijach, bo targa mną jak chorągiewką. Walka trwa praktycznie do samego wierzchołka i choć widoki piękne, to ten niewidzialny morderca nieźle mnie sponiewierał. Nagle jednak staje się cud - staję na Haliczu, niczym w trójkącie bermudzkim i pomimo że naokoło hula wiatr, to tutaj panuje cisza. Siadam i nie dowierzam… Stąd na Rozsypaniec jest rzut beretem – jedno szybkie zejście i równie szybkie podejście. Po 30 minutach stoję już na jego szczycie, gdzie widoki są zgoła odmienne od dotychczasowych. W zasadzie spoglądam tylko w jedną stronę - w kierunku dzikiej Ukrainy i jej pustkowi.
Widok na Krzemień z Przełęczy pod TarnicąPrzełęcz Bukowska
Odtąd już tylko w dół, choć całe zejście z Rozsypańca do Przełęczy Bukowskiej to frywolna jazda na błocie. Na szczęście już po 30 minutach docieram do wiaty i stamtąd kieruję się prosto do punktu widokowego. Muszę przyznać, że Przełęcz Bukowska to miejsce wyjątkowe - szum traw, zimny wiatr, dzikie tereny, natura w najczystszej postaci. Przede mną pozostał natomiast najnudniejszy odcinek trasy - 8 kilometrów butowania szeroką, szutrową drogą wśród drzew. Mam wrażenie, że ten ostatni odcinek GSB to najgorsza próba, to odarcie wędrowca z resztek sił i sprawienie, by zapomniał, że to był szlak górski. Mnie pokonanie jego zajmuje aż 2 godziny, pomimo iż tabliczki przewidywały tylko 1,5 h.
Widok z Rozsypańca - Tarnica, Krzemień, HaliczKiedy docieram do samochodu w Wołosatem, zrzucam z barków plecak i rozmyślam. Muszę przyznać, że przebyta przeze mnie pętla jest jednym z ulubionych szlaków w Bieszczadach. Tarnica i inne dają wszystko to, czego się szuka w górach, a jesienna aura i wczesna pora zdecydowanie potęgują wrażenia. Lukrowane połoniny zaczarowały mnie totalnie.
Autor: SOOV Autorzy